Teatr emocji

3 października 2021

Dziś nie można tworzyć letniego teatru – mówi Krzysztof Głuchowski.

Kraków Culture: Zacznijmy od cytatu ze Stanisława Wyspiańskiego, jednej z legend Teatru im. Juliusza Słowackiego. „Teatr mój widzę ogromny”...?

Krzysztof Głuchowski: „…wielkie powietrzne przestrzenie, / ludzie je pełnią i cienie, / ja jestem grze ich przytomny” – to jeden z najpiękniejszych tekstów o aktorach i teatrze. Ogrom teatru to ogrom gotowości. Dzisiaj postrzegam go jako przestrzeń. Teatr – zwłaszcza taki teatr, jak Słowackiego – ma cztery wymiary. Pierwsze trzy są dość oczywiste, kiedy sobie jednak wyobrazimy, że słowa te padły po raz pierwszy właśnie na tej scenie ponad 120 lat temu, to przenosimy się w czwarty wymiar. Nagle ktoś z przeszłości w tym samym miejscu i w niezmienionym anturażu mówi do nas słowa, które są do dziś aktualne. Dla mnie to niesamowita, magnetyczna przestrzeń, w której zaklęty jest czas przeszły i przyszły. Tak jak mówił inny klasyk, mistrz Yoda: „Przyszłość stale w ruchu jest”. Teatr tworzy przyszłość, odwołując się do przeszłości, będąc w nieustannym ruchu. Jednocześnie my, widzowie, jesteśmy gdzieś pomiędzy, w teraźniejszości, która zdarza się tylko raz. Dlatego teatr nigdy nie przestanie być ważny.

„Scena wielka otwarta: kościół Boga czy Czarta” – jak postrzega pan rolę sceny, której dyrektoruje?

Gdzieś pomiędzy. Chcemy dostarczać ludziom wzruszeń, zarówno radości, jak i katharsis – po prostu emocji. Dziś nie można tworzyć letniego teatru. Siedzimy teraz w kawiarni, leci muzyka, ktoś coś gra na Plantach, w internecie przetwarzane są biliony informacji, pięćset kanałów na kablówce nadaje non stop programy – teatr nie może się w to wpisywać. Teatr zdarza się tylko raz. Nawet kiedy gramy kolejny spektakl, to nigdy nie jest to ta sama gra czy ten sam widz.

A co z teatrem, który zagościł podczas pandemii w internecie?

To była ślepa uliczka. Teatr w internecie to inne medium, które zostało wynalezione już dawno – i jest to telewizja. Za sprawą pandemii zaczęliśmy tworzyć teatr w streamingu, ale to zupełnie inny rynek, inny odbiorca, który zaczął wręcz domagać się tego typu rozrywki.

Teatr Słowackiego odnalazł się w tej konwencji.

Zaczęliśmy tworzyć coś nowego, choć nie jesteśmy specjalistami w tej dziedzinie. Pokazywaliśmy to, czym teatr nie jest. Oglądanie spektaklu w internecie to zaglądanie przez dziurkę od klucza, podglądanie. Nagranie nigdy nie będzie spektaklem teatralnym tylko mniej lub bardziej nieudaną rejestracją.

W całym czasie pandemii nasz teatr ani razu nie przerwał pracy. Drugiego dnia po zamknięciu zaczęliśmy kręcić serial. Nawet aktorzy zamknięci w domach wciąż pracowali. Mamy świadomość, że mogą powrócić obostrzenia i widzę ogromną niesprawiedliwość w tym sytym, kapitalistycznym świecie. Tak naprawdę w pandemii cierpi ograniczona ilość zawodów, które poddawane są restrykcjom: drobne usługi, sport, restauracje, turystyka i kultura. Obostrzenia są wybiórcze. W momencie zamknięcia teatrów aktorzy stracili realne źródło dochodów. Społeczeństwu wydaje się, że oni zarabiają wielkie pieniądze – to nieprawda. Tak zarabia jedynie wąska grupa grająca w filmach, telenowelach i reklamach. Pensje etatowych aktorów teatralnych są na poziomie najniższej krajowej, jeżeli nie grają dla publiczności. Od początku pandemii staraliśmy się więc im pomóc na różne sposoby, żeby mogli uzyskać dodatkowe dochody.

Teatr Słowackiego to teatr otwarty?

Od samego początku, czyli od 1893 roku, był teatrem na wskroś nowoczesnym, otwartym na wszystkie nurty i prądy, każdą grupę artystyczną. Mało tego, był potężnym kołem zamachowym dla wszelkich działań społecznych oraz biznesowych – samo wybudowanie gmachu napędziło w mieście i całej Małopolsce ogromną koniunkturę! Odwołujemy się chętnie do tej historii i chcemy, by Teatr Słowackiego pełnił taką rolę: źródła wielu inicjatyw nie tylko teatralnych, ale też społecznych, teatru otwartego na współpracę z innymi instytucjami kulturalnymi w mieście i województwie.

Jaką współpracę szykujecie zatem w najbliższym czasie?

Przygotowujemy się w przyszłym roku do zupełnie nowego otwarcia. Chcemy, by Małopolski Ogród Sztuki stał się miejscem, które jednoczy wiele inicjatyw, festiwali, twórczych start-upów czy dużych instytucji, które mogą pod jednym dachem prowadzić wspólne działania. Wszyscy mamy jakieś pomysły, chcemy na swój sposób to miasto urządzać, zmieniać i zostawić swój ślad – myślę, że czas zjednoczyć siły.

Pozostając przy cytatach z klasyków – a raczej romantyków – polskiej literatury… Czy polski teatr nadal chce posiąść „rząd dusz”?

Już Wyspiański pisał, że to niemożliwe, aczkolwiek sam do tego aspirował. Teatr nie służy idei, teatr służy do tego, aby ludzie doznali emocji. Jeśli jednak wspominamy rząd dusz – śmiem twierdzić, że duszyczek – teatr już dawno nie ma takiego wpływu na społeczeństwo. Wydaje mi się, że polska scena miała tylko jeden taki moment w swojej historii: w czasach komuny. Dla ówczesnej inteligencji była ważnym źródłem pocieszenia, ukojenia i przekonania, że jeszcze nie upadliśmy jako naród. Należy jednak pamiętać, że teatr – zwłaszcza XIX-wieczny – pełnił rolę medium. Nie było radia i telewizji, kinematograf dopiero wchodził na polską ziemię… Zresztą jego pierwsze pokazy odbywały się tu, w naszym teatrze, i nie spotkały się z dużym zainteresowaniem mieszkańców Krakowa, wówczas prowincjonalnego miasta, o którego świetności mało kto pod zaborami pamiętał. Bez wodociągów, kanalizacji i prądu, liczący ledwie 50 tysięcy obywateli… Jeżeli sobie uzmysłowimy, że po premierze Wesele zagrano 20 razy przy nadkompletach, a teatr liczył wtedy prawie tysiąc miejsc, możemy przyjąć, że w przeciągu miesiąca spektakl zobaczyła połowa miasta. Polski teatr nigdy w historii nie odniósł takiego sukcesu. Teatr wpływał na nastroje, był ich przekaźnikiem. Nawet współczesne media nie mają takiej możliwości.

Nie bez powodu nawiązałam w poprzednim pytaniu do słów Konrada z Dziadów Mickiewicza. Przed nami nowy sezon teatralny, a w nim…

…skupiamy się na indywidualistach i ekscentrykach. Hasłem przewodnim sezonu 2021/2022 w Teatrze Słowackiego jest genialny cytat: „Wolałbym nie” z książki Kopista z Bartleby. Historia z Wall Street Hermana Melville’a. Słowa te odnoszą się do ludzi, którzy pozostają w miejscu, nie zmieniają swoich przekonań i próbują pozostać sobą w dzisiejszych czasach, nie idą ani z prądem, ani pod prąd. Stają się swego rodzaju falochronami. To w nich trafia największy impet nienawiści. To są bardzo różni ludzie: ci, którzy stają okoniem przeciwko tzw. słusznym sprawom, którzy rezygnują z zaszczytów, którzy nie ulegają owczemu pędowi. Oczywiście najlepszym przykładem takiego ekscentryka jest Konrad Adama Mickiewicza. Dlatego w 120. rocznicę premiery Dziadów w reżyserii Stanisława Wyspiańskiego wracamy do tekstu polskiego wieszcza. Zmierzy się z nim Maja Kleczewska – premiera 17 listopada. Wydaje mi się, że język romantyków, paradoksalnie, najlepiej opisuje czasy, w których żyjemy.

Czy możemy zdradzić, kto wystąpi w roli Konrada?

Dominika Bednarczyk, a partnerować jej będzie między innymi Jan Peszek grający Nowosilcowa. Maja Kleczewska, czytając Dziady, odkryła, że rola Konrada jest bardzo uniwersalna i niezależna od płci. No bo kim jest dzisiejszy Konrad?

No kim?

Kobietą, oczywiście!

A więc nonkonformistka walcząca o swoje prawa podczas czarnego marszu.

Parafrazując Bartleby’ego – raczej nie… Nie wiem, czy o swoje prawa – to byłoby zbyt duże uproszczenie. Wszyscy walczą o jakieś prawa, ale też wszyscy chcą się ich pozbyć. Na tym polega paradoks dzisiejszego świata. Dobrowolnie pozbywamy się praw. Nie chcemy wolności, bo wolność to odpowiedzialność. Konrad Mickiewicza doskonale o tym wiedział.

Co jeszcze zobaczymy na scenach przy placu św. Ducha i w Małopolskim Ogrodzie Sztuki?

Odwołujemy się nie tylko do postaci Konrada i polskiego romantyzmu. Wkroczymy również w świat osób z niepełnosprawnościami intelektualnymi – a właściwie w świat stereotypów i fałszywych wyobrażeń na ich temat – za sprawą fenomenalnej, nagrodzonej w 2020 roku Gdyńską Nagrodą Dramaturgiczną sztuki Maliny Prześlugi Debil, której prapremierę wyreżyseruje Piotr Ratajczyk.

Nie zabraknie również sfery bardzo kobiecej i bardzo uniwersalnej – cofniemy się do XIX-wiecznej powieści Pani Bovary. To będzie debiut w cyklu Nowy świat, który rozpoczęliśmy w tym roku w Domu Machin. Tym razem na naszej scenie po raz pierwszy reżyseruje absolwentka Akademii Sztuk Teatralnych w Krakowie Małgorzata Jakubowska.

Będziemy kontynuować współpracę z Narodowym Bankiem Polskim. Scena dla dzieci „Bank opowieści” – jedyna taka na świecie w banku centralnym! Tym razem zobaczymy spektakl, który sam w sobie ma korzenie ekonomiczne, czyli Opowieść wigilijną Karola Dickensa w reżyserii Jakuba Krofty i Marii Wojtyszko. Premiera w grudniu na mikołajki.

Jacy jeszcze nonkonformiści i ekscentrycy pojawią się w tym sezonie?

Bartosz Szydłowski zmierzy się z Czerwonym i czarnym Stendhala. Powraca Paweł Świątek ze sztuką Jordana Tannahilla Botticelli w ogniu. Wreszcie na koniec sezonu Jakub Roszkowski powróci na scenę MOS z adaptacją Znachora. Ostatnią propozycją w ramach cyklu Nowy świat będzie spektakl Zofii Gustowskiej na podstawie eseju Własny pokój Virginii Woolf. W miejsce Sztuki Myślenia pojawi się natomiast nowa seria spotkań filozoficznych Piotra Augustyniaka zatytułowana Myślnik – stand-up, filozofia i jazz.

Szykujecie również niecodzienną wystawę.

Zgadza się. Zawsze marzyłem, by zagospodarować trzecie piętro teatru, u nas nazywane paradyzem, a w innych teatrach – jaskółką. Na przełomie XIX i XX wieku było to miejsce zarezerwowane dla uczniów i studentów. I to właśnie ten trzeci balkon decydował o tym, czy dany spektakl się przyjął czy nie. To stamtąd czasem leciały kwiaty, a czasem cebula i ogryzki. Dlatego chcemy wykorzystać tę przestrzeń na stałą wystawę autorstwa Michała Urbana i Victora Somy poświęconą najważniejszej postaci naszego teatru, czyli Stanisławowi Wyspiańskiemu, a właściwie pewnym apokryfom narosłym wokół jego życiorysu. Widz będzie mógł prześledzić dziwne zdarzenia z życia pasierba Stanisława, ale też poznać kawałek młodopolskiej sztuki, która narodziła się naprzeciwko gmachu Teatru Słowackiego – w nieistniejącej już kawiarni „Pod Nonszalanckim Paonem”. Nie lubimy się przyznawać, że najważniejsze nurty w polskiej sztuce narodziły się w knajpach, w oparach papierosów i alkoholu… Jednocześnie będzie to wystawa na wskroś teatralna.

Dostaliście ostatnio wyjątkowy prezent…

Tak, od naszych sąsiadek, Sióstr Ducha Świętego de Saxia. Jak wiadomo, nasz teatr powstał na miejscu zabudowań klasztornych i cmentarzu Duchaków, a jedna z legend głosi, że w gmachu straszy duch siostry Nimfy Suchońskiej, która zmarła podczas zarazy w 1709 roku. Przed wojną istniał dość silny kult siostry jako wizjonerki i mistyczki, choć nie ma pewności, że faktycznie istniała. Siostry Duchaczki postanowiły podarować nam jej portret autorstwa Jana Bąkowskiego. Zawisł już w naszej galerii.

Teatr Słowackiego bardzo mocno odwołuje się do przeszłości. A jaka przyszłość czeka polską scenę?

Przyszłość z punktu widzenia dyrektora teatru to plany repertuarowe, remontowe, organizacyjne. Teraźniejszości nie da się zaplanować, dlatego teatr po prostu reaguje na to, co się dzieje. I nie chodzi o publicystykę. Teatr mierzy się z duchem czasu. Jaki on będzie, taki będzie teatr. Choć jestem optymistą, nie widzę przyszłości w jasnych barwach, sądząc po tym, co dzieje się podczas pandemii. Nie przeraża mnie sama pandemia. Przeraża mnie to, jak bardzo zachodnie społeczeństwa stały się konformistyczne, jak bardzo są gotowe poświęcić wolność, sztukę i kulturę na ołtarzu „dojutrkowania” i teraźniejszości. To smutna prawda i myślę, że wszyscy ponosimy za to odpowiedzialność – teatr też. Dlatego tym bardziej powinniśmy pokazywać prawdy niewygodne.

Rozmawiała Justyna Skalska.

Krzysztof Głuchowski – człowiek kultury, kurator wystaw, pro-ducent teatralny, filmowy i telewizyjny, współorganizator festiwali filmowych, muzycznych i teatralnych. Dyrektor insty-tucji kultury – wcześniej Galerii Sztuki Współczesnej Bunkier Sztuki, Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha, a od 2016 roku Dyrektor Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie. Mąż aktorki Narodowego Starego Teatru Iwony Budner, ojciec dorosłego syna.

Wywiad ukazał się w jesiennym numerze kwartalnika „Kraków Culture”.

OK Nasz strona korzysta z plików cookies w celach statystycznych, marketingowych i promocyjnych. Możesz wyłączyć tą opcję w ustawieniach prywatności swojej przeglądarki.