Współczesna twarz przeszłości

27 czerwca 2022

O głosie kobiet, muzycznych korzeniach i artystycznej autoekspresji mówią Liraz i Jeremiah Lockwood, którzy wystąpią na 31. Festiwalu Kultury Żydowskiej.

Eta Hox: Z dumą przyznajesz, że duży wpływ na twoją karierę miały kobiety. W jakim świecie dorastałaś?

Liraz: Wychowywałam się w irańskim domu. Moi rodzice wyemigrowali do Izraela w latach 70. XX wieku, przed rewolucją [irańską rewolucją islamską – przyp. red.]. Dorastając, próbowałam pogodzić w sobie dwa światy – izraelski i irański. Pierwszy był otwarty i nowoczesny, drugi – tradycyjny i konserwatywny. Miałam w rodzinie wiele ważnych kobiet, zaczynając od mojej babci, która zaręczyła się w wieku 11 lat i wyszła za mąż kilka lat później. Razem z dziadkiem wiedli trudne życie, chociaż zawsze towarzyszyła im pogoda ducha. Byli dla mnie inspiracją w okresie dorastania. Babcia od strony mamy jest piosenkarką, ale nie miała możliwości śpiewania w Iranie, nawet gdy był to wolny kraj. Również po przybyciu do Izraela mój dziadek skutecznie tłumił jej pasję. W pewnym sensie wszystkie byłyśmy uciszane. Dorastałam w tym świecie pełnym kontrastów i próbowałam zrozumieć, którą drogą powinnam podążać.

Wiem, że jesteś fanką irańskiej artystki Googoosh. Jaką rolę odegrała w twoim życiu?

Kiedy poleciałam do Los Angeles, żeby grać w hollywoodzkich produkcjach, odkryłam, że mieszka tam liczna społeczność irańska. Tak liczna, że Los Angeles nazywane jest czasem „Tehrangeles”. Wracając po trzech latach do Izraela, wiozłam ze sobą ciężkie walizki wypełnione płytami. Oglądając nagrania występów irańskich artystek ma się wrażenie, że na scenie prezentują podobną do siebie postawę. Są miłe, grzeczne i w pewnym sensie uległe. W języku farsi taka poza sceniczna ma swoją nazwę – naz. Śmieję się z tego, ale uważam, że naz posiadają również Kardashianki. W Googoosh znajdziemy dodatkowo pewność siebie, gniew i odwagę. Po powrocie z Los Angeles zaczęłam poznawać jej historię i zrozumiałam, że odnalazłam swoją drogę. To było dla mnie olśnienie. Googoosh po rewolucji nie mogła kontynuować śpiewania, choć doszła wcześniej do szczytu sławy. Spędziła 21 lat, czekając na powrót. Na jej przykładzie uświadomiłam sobie, że od czasów rewolucji do teraz Iranki nie mogą robić nawet tej jednej, niewinnej rzeczy, jaką jest śpiewanie. Zrozumiałam, że dzielę z nimi tę samą historię, bo chociaż żyję w wolnym kraju i mogę śpiewać, to moja rodzina tego nie popiera. Moja mama zaakceptowała ten wybór, ale mój tata stanowczo się mu sprzeciwiał. Googoosh dała mi siłę, żeby tworzyć muzykę dla uciszanych kobiet w Iranie. Dlatego też postanowiłam, że w sztuce będę posługiwać się językiem farsi. Potrzebowałam tego również dla siebie. Chciałam poczuć, że jako Iranka mogę być wolna w każdym miejscu na świecie.

W jaki sposób prywatna „rewolucja” wpłynęła na twoją karierę?

Wróciłam z Los Angeles do Izraela i powiedziałam menedżerowi, że nie chcę więcej śpiewać po hebrajsku. Do dzisiaj czuję te same emocje, które towarzyszyły mi wtedy. Wiedziałam, że mam misję do wykonania i jest nią walka o niezależność kobiet. Wierzę, że jako ludzie jesteśmy zdolni kochać się i szanować, nawet jeśli sytuacja polityczna buduje między nami mur. Nigdy zresztą nie skupiałam się na polityce jako takiej. Moje myśli i emocje przekładam na sztukę, poprzez którą zbliżam się do Irańczyków. Przebudowanie kariery zajęło mi 10 lat. To był długi proces, podczas którego musiałam znaleźć odpowiednich producentów, menedżera i wytwórnie. Również narodziny Joon, mojej pierwszej córki, miały dla mnie wielkie znaczenie. Dzięki niej zrozumiałam, że zmiana musi dokonać się teraz. Chciałam tego dla niej, dla innych kobiet, dla mojego męża i dla świata. Moja druga córka dała mi siłę do spełniania marzeń i nagrania albumu z irańskimi artystami.

Album Zan głośno upomina się o wolność kobiet. Przekracza również bariery polityczne i geograficzne.

Po nagraniu albumu Naz [pierwszego w dyskografii Liraz – przyp. red.] poznałam online wielu przyjaciół z Iranu, z którymi do tej pory utrzymuję kontakt. Byliśmy jak wielka rodzina, a ja czułam ogromną wdzięczność. Kiedy zaprosiłam ich do nagrania wspólnego albumu, większość osób sparaliżował strach. Ostatecznie przyjęli moją propozycję, ale chcieli pozostać anonimowi. Proces nagrywania płyty Zan był długi – jedne osoby wycofywały się, inne mocno wierzyły w nasz wspólny sukces. Grupa odważnych artystek i artystów sprawiła, że album ujrzał światło dzienne. Zan w języku farsi oznacza kobietę. To dla mnie symboliczny tytuł, bo dedykuję całą swoją karierę kobietom. Musimy się wzajemnie wspierać, chociaż świat rzuca nam pod nogi kłody.

Usłyszymy cię 3 lipca w krakowskiej synagodze Tempel. Na zaproszenie Festiwalu Kultury Żydowskiej po raz pierwszy odwiedzisz Polskę. Jaki koncert przygotowujesz?

Niedawno po raz pierwszy zagrałam w Hiszpanii. Czułam, że ludzie nie rozumieli słów moich piosenek, a jednak przeżywali ze mną wszystkie emocje. Rozumieli, że ta muzyka przebyła długą drogę, zanim trafiła w ich ręce. Teraz przygotowujemy bardzo wyjątkowy koncert, chociaż nie mogę zdradzić jeszcze zbyt wiele. Powiem tylko, że na scenie wystąpię z bardzo ważnymi dla mnie gośćmi. Długo czekałam na ten moment i będzie on wielkim przesłaniem dla świata.

Liraz
Piosenkarka, autorka tekstów i aktorka. Urodziła się w Izraelu w rodzinie o irańskich korzeniach. W swojej twórczości muzycznej odważnie łączy nowoczesne dźwięki z tradycyjną muzyką perską. Jej koncertu posłuchamy 3 lipca w synagodze Tempel.

***

Eta Hox: Zacznijmy od samego początku. Wiem, że w masz w życiu wielkich mentorów, czyli dziadka i tatę. Jak wyglądają twoje muzyczne korzenie?

Jeremiah Lockwood: Myślę, że tworzenie muzyki to proces rozliczania się ze wspomnieniami. Mam wiele istotnych wspomnień z czasów dzieciństwa i dorastania. Niektóre sytuacje wtedy były zbyt skomplikowane, żeby je zrozumieć. Dorastałem w muzycznej rodzinie – tata był kompozytorem muzyki klasycznej, a dziadek bardzo znanym kantorem. W pewnym sensie bycie kantorem jest naszą rodzinną tradycją – zajmował się tym mój wujek i moi kuzyni także pełnią tę rolę. Podczas rodzinnych spotkań muzyka zawsze wysuwa się na pierwszy plan. Jako nastolatek zasłuchiwałem się w starych bluesowych nagraniach z lat 20. i 30. ubiegłego wieku. Tak znalazłem swoją artystyczną tożsamość.

Młodzi ludzie są zbuntowani. Zazwyczaj buntujemy się przeciwko tradycji czy zastanemu porządkowi, który chcemy zmienić. Przechodziłeś ten okres w życiu?

Nie sądzę, że mógłbym dokonać czegoś, co wprawiłoby moich bliskich w osłupienie. Nawet pomysł zostania muzykiem nie był dziwny w tym gronie. W mojej rodzinie buntowało się wiele pokoleń. Mój dziadek był w kontrze wobec ortodoksji, z której wyrastał. Moja mama miała skrajnie rewolucyjne podejście – uciekała ze świata ortodoksji w stronę świeckiej tożsamości. Ja na pewno szukałem swojego miejsca, w które mógłbym wejść wolny od bagażu tradycji i doświadczeń. W mojej rodzinie panuje silne intelektualne napięcie, od którego chciałem się trochę zdystansować. Znalazłem idoli w świecie bluesa. Był to m.in. Carolina Slim, z którego muzyką spędziłem dużo czasu jako nastolatek.

Jak pogodzić potrzebę artystycznej autoekspresji z tak bogatym eksplorowaniem form pochodzących z przeszłości?

Natura przeszłości sprawia, że postrzegamy ją jako statyczną. Wystarczy jednak wnikliwie przyjrzeć się biografiom muzyków sprzed lat, a dostrzeżemy, że oni też borykali się z zachodzącymi zmianami. Życie mojego dziadka również toczyło się pod hasłem nowoczesności, adekwatnej do jego czasów. Muzyka kantoralna, z którą dorastałem, była rodzajem formalnego radykalizmu. Chciałem z niej czerpać, by przemawiać sercem i posiadać poczucie przynależenia do społeczności. Dzisiaj doświadczamy alienacji i wyrażamy się poprzez narzędzia muzycznego buntu, ale nadal potrzebujemy więzi, również z naszymi przodkami. Dla Żydów – chociaż można to potraktować szerzej – muzyka jest wezwaniem do zebrania wspólnoty. Ludzie mogą usłyszeć głos reprezentanta, odnaleźć w nim również siebie. Powiem szczerze, że jestem nieco zazdrosny o siłę, którą miał mój dziadek. Był respektowany i szanowany przez oddaną społeczność w synagogach i żydowskich instytucjach. Dla nas, pracujących z żydowską muzyką dzisiaj, wszystko jest nieco bardziej mgliste. Muzyka, którą kocham i nazywam żydowską, jest szalenie niejasna. Podchodzi z innej epoki, wiele osób w moim wieku zupełnie jej nie rozumie. Część mojego zadania polega więc na tym, że próbuję nadać przeszłości współczesną twarz. 

Czego poszukujesz w swojej pracy?

Mam ambicję bycia artystą, a przy tym poczucie, że trochę się starzeję. Dlatego czuję się odpowiedzialny nie tylko wobec poprzednich pokoleń, ale także wobec ludzi w moim wieku lub młodszych. Oprócz tego kontynuuję pracę naukową i uprawiam coś na kształt kulturowego aktywizmu. Istnieją ludzie, którzy pracują z żydowską muzyką sakralną, i wierzę, że rozumiem ich dialog ze współczesnością. Pisanie o nich sprawia mi radość i zarazem wzmacnia wizerunek tego ruchu muzycznego. Przygotowuję również wydawnictwo, które pomaga wydać Festiwal Kultury Żydowskiej. Zaprezentujemy również koncert, podczas którego wystąpi m.in. Shimmy Miller. Dobrze znam jego rodzinę, bo co miesiąc śpiewam w chórze jego taty w ortodoksyjnej synagodze na Brooklynie. Powiedziałbym, że istnienie rodzaju sceny równoległej tworzonej przez ludzi zainteresowanych korzeniami muzyki jest interesujące, ale i niecodzienne w społeczności żydowskiej. Swojej tożsamości poszukują grupy o różnym światopoglądzie, od chasydów po osoby radykalnie lewicowe. Kantorzy i ich przekaz odgrywają w tych poszukiwaniach istotną rolę.

Po raz kolejny będziemy mieli okazję posłuchać cię 30 czerwca na Festiwalu Kultury Żydowskiej. Co zaprezentujesz?

Wystąpię razem z kwartetem smyczkowym Airis String Quartet, dla którego komponuję muzykę. Dołączą do niego kantorzy, co będzie ekscytującym wyzwaniem. W świecie muzyki ortodoksyjnej istnieje tradycja dużych koncertów z orkiestrą – odbywają się one również podczas Festiwalu Kultury Żydowskiej. Do mojej estetyki nie przemawiają jednak rozdmuchane hollywoodzkie orkiestracje. Aranżacje, które przygotowuję, będą zupełnie inne. Zagramy więc trzy lub cztery utwory z Airis String Quartet, a później kantorzy puszczą wodze fantazji. Próbuję stworzyć im przestrzeń, w której uwolnią kreatywność. To będzie jak słuchanie nagrania z lat 20. XX wieku, ale wykonanego na żywo przez muzyków w pełni zaangażowanych w występ.

Jeremiah Lockwood
Wokalista, gitarzysta, kompozytor, uczony i gawędziarz w jednym. Twórca i lider nowojorskiego zespołu The Sway Machinery. Posiada rozległą znajomość tradycji muzycznych i technik: od kantoralnej muzyki sakralnej po piedmoncki blues.

---

Eta Hox
DJ-ka, promotorka muzyki elektronicznej i dziennikarka radiowa. Związana z OFF Radiem Kraków, gdzie pełni rolę zastępczyni redaktorki naczelnej i prowadzi dwie autorskie audycje: program muzyczny „Defekt Masy” oraz wtorkowe poranki „OFF/ON: Kultura niecodzienna”. W sztuce i kulturze zainteresowana zjawiskami odmiennymi, wyjątkowymi i przekraczającymi granice.

OK Nasz strona korzysta z plików cookies w celach statystycznych, marketingowych i promocyjnych. Możesz wyłączyć tą opcję w ustawieniach prywatności swojej przeglądarki.