Hevre
ul. Meiselsa 18
Narożny budynek na skrzyżowaniu ulic Meiselsa i Bożego Ciała to dawny dom modlitwy Chewra Tehilim (Bractwa Psalmowego) wzniesiony w 1896 roku. Na parterze mieściła się sala modlitewna, galeria była przeznaczona dla kobiet. W trakcie II wojny światowej wnętrze zostało zdewastowane przez nazistów. W 1951 roku do budynku wprowadził się Zespół Pieśni i Tańca „Krakowiacy”, który działał tam przez ponad 50 lat. Od 2016 roku funkcjonuje w nim klub Hevre. Wnętrze zachwyca już od progu – na suficie zawieszono kryształowe żyrandole, zaś na ścianach znajdują się utrzymane w błękicie i zieleni zabytkowe freski z widokami Jerozolimy, odkryte w 2008 roku. Warto przyjrzeć im się bliżej – na zachodniej ścianie umieszczono wizerunki zwierząt: lwa, tygrysa, orła i jelenia w ozdobnych obramowaniach, na ścianie wschodniej pozostała wnęka po aron ha-kodesz (szafie ołtarzowej do przechowywania zwojów Tory) otoczona fragmentami zachowanej czerwonej kotary. Na klubokawiarnię zaadaptowano także piwnicę, w której odbywają się koncerty i imprezy, oraz pierwsze piętro z salą multimedialną i miejscem do pracy twórczej. Hevre, to przede wszystkim miejsce spotkań – można tutaj wpaść ze znajomymi na obiad, wspólnie pracować, a wieczorem potańczyć. Słynne są drinki serwowane przez tutejszych barmanów, o czym wspomina Joanna Lech w opowiadaniu Proza, pomiędzy, trochę pomimo:
Nie na modlitwy, a na tańce chodzi się teraz do Hevre. I po stosowne napitki. Dawno już temu zareklamowała nam to miejsce Pewna Chwiejna Pani pod Psem. Że po najlepsze drinki, to tylko tam, że oni tam mają barmanów po specjalnych szkołach, cu-do-wnych! Że oni ci zrobią, cokolwiek chcesz! Cokolwiek chcę? Cokolwiek chcesz! Z entuzjazmu pani aż obrywała płatki i w końcu ukręciła zmiętej róży główkę. Tak wzruszającej reklamie nie mogłam się oprzeć i od tamtej pory dość regularnie wkurzamy tych biednych ludzi, pytając przy barze o drinki typu: proszę coś wiosennego. Wiosennego? Tak, ale nie bardzo, nie tak słodkiego. Oscylujący. To coś z jałowcem, ale nie cierpkie. Coś jak lato. Dosadne. Proszę coś, gdy mi się nic nie chce. Coś na dedlajny. Typowo nocny. Jak Cosmo, ale nie. Coś na upał. Żeby szczypało. Mieszanie trwa długo, w skupieniu, ale zawsze jest inne i zawsze daje radę. W środku industrial: długie rzędy surowych stołów, kosmiczny bar, lampy z epoki disco na tle ścian z odrestaurowanymi freskami jeszcze po żydowskim domu modlitwy, z piwnicy łupie techno [1].
[1] Joanna Lech Proza, pomiędzy, trochę pomimo, w: Kraków. Opowieści o literackim mieście, Krakowskie Biuro Festiwalowe, Kraków 2017, s. 8.