Tamara Łempicka – stworzyć siebie
17 listopada 2022
Co dzieje się, gdy patrzę na obraz, który tak wiele razy widziałam reprodukowany na serwetkach, zeszytach, okładkach menu w restauracji? Czy mój wzrok ześlizguje się po nim, czy wręcz przeciwnie – ponieważ znam go tak dobrze, mogę dostrzec w nim coś nowego?
Tekst: Agnieszka Drotkiewicz
Zadaję sobie to pytanie, kiedy poglądam na autoportret Tamary Łempickiej Tamara w zielonym bugatti. Jej blond loki wysuwają się spod popielatego kapelusza, który przypomina kask. Popielaty szal jest rozwiany tempem jazdy, dłoń w długiej rękawiczce wprawnie obejmuje kierownicę, spojrzenie Tamary jest zdecydowane, usta – jaskrawoczerwone. „Jeśli istnieje jeden obraz, w którym zawiera się kwintesencja art déco – to jest to właśnie ten obraz. Został zamówiony na okładkę niemieckiego magazynu »Die Dame«, który określił ją jako symbol wyzwolenia kobiet” – pisze Fiona MacCarthy w „Guardianie”. Bohaterka tego obrazu jest ucieleśnieniem swojej epoki – elegancką, energiczną kobietą o dużej sile nabywczej, cieszącą się i prędkością (życia, postępu, jazdy...). Czy tak też wyglądało życie samej Tamary Łempickiej? Z pewnością tak chciała je przedstawiać – materią jej sztuki były nie tylko obrazy,
które malowała, ale też jej własny wizerunek: zdjęcia, stroje, życie towarzyskie. „Nie ma cudów, jest tylko to, co sami zrobimy” – mawiała podobno. Jej własne bugatti nie było zielone, lecz żółte, a zresztą to nie było wcale bugatti, tylko renault... Czy to ma znaczenie? Grała faktami ze swojego życia, tworzyła z niego kolaże, czarowała, uwodziła.
W jej życiu nie brak było składników na wielką opowieść. Urodziła się w Moskwie („A może to była Warszawa?” – dodają autorzy jej notek biograficznych). Dorastała w Warszawie w domu dziadków, u których gośćmi bywali Artur Rubinstein i Ignacy JanPaderewski. Pasja do życia towarzyskiego prowadzić ją będzie przez kolejne miasta – Sankt Petersburg, Paryż, Hollywood. W pierwszym mężu Tadeuszu Łempickim zakochała się jako młoda dziewczyna. Łempiccy należeli do wielkiej fali uciekinierów z ogarniętej rewolucją Rosji, którzy osiedli w Paryżu. Tamara uczyła się tam malarstwa w Académie de la Grande Chaumière, potem w pracowni symbolisty Maurice’a Denisa, choć za jej najważniejszego nauczyciela uważa się André Lhote’a.
Czego Łempicka nauczyła się od dawnych mistrzów? Posągowości portretów Bronzina przełamanej zmysłowością i maestrią oddania faktury strojów. Od wczesnych lat podróżowała do Włoch, gdzie zachwycały ją obrazy twórców renesansu. Przejęła od nich przekonanie o mocy koloru oraz precyzję. Lekcje te łączyła z estetyką, która była jej współczesna – technikami reklamowymi, oświetleniem fotograficznym, pejzażem miejskim. Była ucieleśnieniem ducha swoich czasów: jej obrazy szybko stały się obiektem pożądania klientów, przyniosły jej sukces finansowy i umocniły pozycję towarzyską. Pełna energii, jak kobiety z jej płócien, Łempicka umiała zarządzać swoim artystycznym przedsięwzięciem – przykładem na to jest jej współpraca z magazynem „Die Dame”, który publikował jej obrazy na okładkach.
Nie jest dobrze być zakładnikiem swoich klęsk – przeczytałam kiedyś – ale równie trudno jest być zakładnikiem swoich sukcesów. Czy Tamara Łempicka była zakładniczką swojego sukcesu? Z pewnością nie było jej łatwo przyzwyczaić widzów do zmiany estetyki, gdy w drugiej części życia zwróciła się w stronę surrealizmu i abstrak-cji. Tym bardziej cenne, że na krakowskiej wystawie w Muzeum Narodowym zobaczymy także te późniejsze, mało znane obrazy. Dodadzą kontekstu, gdy następnym razem znów spojrzymy na reprodukcję Tamary w zielonym bugatti.
Felieton pochodzi z kwartalnika „Kraków Culture” 3/2022.
- Agnieszka Drotkiewicz
Autorka powieści, wywiadów, esejów i zbiorów rozmów na tematy związane ze sztuką, literackie, społeczne, muzyczne, a także kulinarne. Laureatka (razem z Ewą Kuryluk) Warszawskiej Premiery Literackiej. Pisze m.in. dla „Przekroju” i „Vogue’a”.
Fot. Antonina Samecka Risk made in Warsaw